Proces snajpera. Biegli nie mają wątpliwości

0
1307
2015-08-05 Proces snajpera.Biegli nie mają wątpliwości @Sąd Rejonowy w Głogowie (fot. A. Błaszczyk)

Wczoraj (4 sierpnia) odbyła się kolejna rozprawa w procesie głogowskiego snajpera. 26-letni Mateusz S.,oskarżony o postrzelenie w lipcu 2013 r. nastoletniego chłopca, nie przyznaje się do winy. Proces rozpoczął się w lutym 2015 r. Podczas wczorajszej rozprawy sąd przesłuchał biegłych kryminalistycznych oraz kolejnych świadków.

Do dramatycznych wydarzeń doszło 11 lipca 2013 r. w okolicach ul. Spółdzielczej w Głogowie. 13-letni wówczas Grzegorz wybrał się wraz z dwiema koleżankami do pobliskiego baru. W pewnym momencie chłopiec poczuł ból w dolnej części pleców. Po przewiezieniu go do szpitala i wykonaniu prześwietlenia okazało się, że w części lędźwiowej w odległości ok. 3 cm od kręgosłupa utkwił śrut z broni pneumatycznej. Konieczna była interwencja chirurgiczna. Następnego dnia, w tym samym miejscu, doszło do kolejnego postrzału. Tym razem zraniony w nogę został lokalny reporter.

W krótkim czasie po zdarzeniach policjanci zatrzymali Mateusza S. w charakterze świadka. W jego samochodzie, zaparkowanym pod blokiem, z którego mógł paść strzał, znaleziono wiatrówkę. Mężczyzna przyznał, że broń należy do niego, ale zaprzeczył, żeby z niej strzelał. Twierdził także, że nikt inny też jej nie używał. Śledczym nie udało się jednak wówczas udowodnić, bez opinii biegłego, że strzały padły z wiatrówki należącej do Mateusza S. We wrześniu 2013 r. śledztwo zostało umorzone z powodu „niewykrycia sprawcy”.

Po roku, dzięki opinii balistycznej, sprawa wróciła do głogowskiej prokuratury. Biegły nie miał wątpliwości, że śruciny, które wyjęto z ciała zranionego chłopca pochodzą ze znalezionej wiatrówki. Mateusza S. zatrzymano w lipcu 2014 r. Postawiono mu zarzut spowodowania obrażeń ciała, skutkujących rozstrojem zdrowia na okres powyżej 7 dni. Grozi za to kara do 5 lat pozbawienia wolności. Mateusz S. nie przyznał się do zarzucanych czynów.

Nie udało się poddać badaniom śrutu z nogi zranionego reportera, ponieważ lekarze zdecydowali, że ze względów zdrowotnych zabieg wyjęcia pocisku jest niewskazany. Niemożliwe jest więc udowodnienie, że mężczyzna został postrzelony z tej samej broni.

Proces Mateusza S. rozpoczął się w lutym 2015 r. Kolejne rozprawy odbyły się w kwietniu i czerwcu. Podczas wczorajszej rozprawy sąd przesłuchał kolejnych świadków. Z zeznań jednego z nich, będącego pracownikiem administracji osiedla, wynika że nikt nieuprawniony nie mógł dostać się na dach budynku, z którego najprawdopodobniej padły strzały. Klucze do włazów zabezpieczających wejścia na dach znajdują się w siedzibie administracji osiedla. Prawdopodobnie strzelano więc z któregoś z mieszkań.

Podczas wczorajszej rozprawy zeznawał także Henryk Juszczyk, biegły z zakresu badań broni i batalistyki z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w Warszawie. Do badań przekazane zostały dwa pociski. Jeden wyjęty z gołębia, drugi z ciała chłopca. Po przeprowadzeniu ekspertyzy biegły nie ma żadnych wątpliwości, że pocisk, którym został zraniony chłopiec, pochodzi z broni należącej do Mateusza S.

Nam jako biegłym, a ja jestem biegłym już kilkadziesiąt lat, rzadko się zdarza dostać materiał, który nadaje się do badań identyfikacyjnych w przypadku pocisków z broni pneumatycznej. Bardzo często materiał jest na tyle zniekształcony, że nie można wydać jednoznacznej opinii. W tym przypadku mamy to szczęście, że cechy charakterystyczne się zachowały – zeznawał Henryk Juszczyk.

Na pytanie sądu, czy istnieje chociażby małe ryzyko, że te pociski mogły zostać wystrzelone z różnych luf, Henryk Juszczyk stwierdził, że gdyby miał takie podejrzenie na pewno zawarłby je w swojej opinii.

Obrońca Mateusza S. zawnioskował o przesłuchanie jeszcze jednego świadka, mieszkańca bloku przy Spółdzielczej. Sąd przyjął wniosek i wyznaczył kolejną rozprawę na połowę sierpnia.