Jego życie to mata, intensywne treningi, zawody i długie podróże. Sztuki walki trenuje od kilkunastu lat, ale nawet On sam na początku swojej przygody ze sportem nie przypuszczał, że zajdzie aż tak daleko. Na co dzień pracuje z dziećmi. Do zajęć z najmłodszymi podchodzi bardzo profesjonalnie, uczy dyscypliny, technik walki, ale również samozaparcia, pokory, cierpliwości, dystansu do siebie i umiejętności radzenia sobie z porażką. On również miewa chwile zwątpienia, bywa zwyczajnie, tak po ludzku przemęczony, ulega kontuzjom, ale nigdy się nie poddaje. Walczy ze swoimi słabościami, by być coraz lepszym. Nie robi tego, by zaimponować innym, nie lubi medialnego szumu wokół swojej osoby, komplementy wprawiają Go w zakłopotanie. Jest sympatyczny i naturalnie skromny. Jak sam przyznaje walczy o swoje marzenia…Poznajcie Bartosza Derenowskiego, głogowianina, który został Mistrzem Świata w brazylijskim jiu jitsu.
O zdobyciu tytułu Mistrza Świata marzy chyba każdy sportowiec, co czułeś stojąc na tym najwyższym podium w Abu- Dhabi?
Ja nie robię tego po to, by zdobywać medale i tytuły. Po prostu to kocham. Mój trener po kilku dniach powiedział do mnie „Widzę, że nie jesteś jakoś tak bardzo podekscytowany swoim wystąpieniem”. Dałem z siebie 110% i tak naprawdę nawet gdybym wrócił bez żadnego tytułu i tak bym się cieszył. Wygrałem, więc świetnie, to znaczy, że całe moje starania, ta cała ciężka praca,wstawanie o 6 rano, treningi, obozy, seminaria, godziny w pociągu, wieczne rozjazdy, wyrzeczenia i zwyczajny brak czasu na normalne życie osobiste nie poszły na marne.
To też powtarzam dzieciom na treningach, to co im mówię, pokazuje, wiedza, którą się z nimi dzielę oraz ich własna, ciężka praca może sprawić, że będą coraz lepsi, że będą odnosić coraz większe sukcesy.
Wszystko jest możliwe, każdy z nich może w przyszłości zostać Mistrzem Świata, głęboko w to wierzę. Wcale nie trzeba trenować w największych klubach w Polsce czy na świecie. Ten klub wcale nie musi wyglądać jak z bajki, wystarczy mała salka, kilka metrów kwadratowych, maty i po prostu ciężka praca.
Jak wygląda praca trenera?
Jeśli chodzi o tą najmłodszą grupę to na początku przychodziła dwójka, trójka dzieci, obecnie jest już około 30. Myślę, że Ci młodzi ludzie mogą naprawdę wiele osiągnąć, zwłaszcza, że zaczęli w tak młodym wieku. Grupa dzieciaków jest naprawdę świetna, jest wśród nich kilka prawdziwych perełek, które mam nadzieję, że zostaną ze mną na dłużej, bo widzę w Nich ogromny potencjał.
Jeśli chodzi o grupę starszą to mamy 20 zawodników, z czego 6 regularnie jeździ na zawody, zdobywa tytuły i medale.
Nie jestem trenerem, który spędza czas na rozmowach przez telefon. Przez te 1,5 godziny treningu jestem w pełni zaangażowany w pracę z moimi zawodnikami. O tym, że wykonuje swoje obowiązku bardzo rzetelnie może świadczyć chociażby fakt, że wszyscy opuszczają salę naprawdę wymęczeni.
Mam świetne grupy. Nie przypuszczałem, że to tak się rozwinie. Zwłaszcza, że Głogów nie jest jakąś dużą aglomeracją miejską. Mimo to już zaznaczyliśmy naszą obecność na polskiej mapie klubów- ludzie wiedzą, że istniejemy i odnosimy sukcesy. Jesteśmy coraz bardziej zauważalni. Choć muszę podkreślić, że nie chodzi nam absolutnie o jakiś rozgłoś, nie szukamy poklasku.
A jakie były Twoje początki, jak zaczęła się ta wielka pasja i miłość do sztuk walki?
Zaczynałem, podobnie jak wielu innych zawodników. Nikt mnie do niczego nie namawiał, nie była to jakaś sugestia ze strony moich rodziców. Była to moja samodzielna decyzja. Powód, dlaczego wybrałem sztuki walki był bardzo przyziemny i prozaiczny. Byłem bardzo nadpobudliwy i po prostu chciałem gdzieś wyładować swój nadmiar energii. I tak się zaczęło. Na początku trochę boksowałem, później było judo, zapasy. Ale to właśnie brazylijskie jiu jitsu okazało się być dla mnie dyscypliną idealną. Moje początki były zresztą bardzo udane, bo już na pierwszych zawodach wywalczyłem złoty i srebrny medal. Większość zawodników niechętnie wspomina swój debiut. Stres, emocje, wszystko to powoduje, że wygrana na pierwszych zawodach nie zdarza się zbyt często. Ja byłem wtedy bardzo zadowolony z siebie, dodało mi to wiary i chyba złapałem tego „bakcyla”. Zachciałem walczyć o więcej…I choć wielu miało nade mną przewagę, bo zaczynali trenować już w wieku kilku lat, jednak swoją ciężką pracą i systematycznymi treningami udało mi się ich dogonić. Dwa lata temu postanowiłem, że będę spełniać swoje marzenia i tego się trzymam.
Czy możesz opisać jak zwykle wygląda Twój dzień?
Wstaję rano, około 6 i zaczynam swój pierwszy trening. Jeśli nie prowadzę akurat zajęć, trenuje w Poznaniu 2,3 razy dziennie, 6-7 dni w tygodniu. Tak więc w wolnym czasie to marzę tylko o tym, by się położyć, wysapać i dobrze zjeść.
Ale tak naprawdę to nawet w wolnym czasie myślę o treningach, robię plany na przyszły tydzień, miesiąc. To jest już taki life style. Nic innego nie robisz, o niczym nie myślisz. Nawet kiedy jestem bardzo zmęczony- trenuje. Taka jest właśnie droga do sukcesu, ciężka i pod górkę. Trudno mi znaleźć w tym wszystkim czas na życie prywatne.
Kontuzje to nieodzowny element tego sportu?
Niestety to jest właśnie ta druga strona medalu. Brazylijskie jiu jitsu to bardzo efektowna sztuka walki, ale ponieważ jest to również mocno kontaktowy sport to kontuzje są na porządku dziennym. Cały czas borykam się z moim kolanem.
Właściwie był moment, że mój wyjazd na Mistrzostwa Świata stał pod znakiem zapytania. Na kilka tygodni przed, podczas zawodów w Londynie pękła mi łękotka i miałem zerwane więzadło. Całe szczęście dzięki odpowiedniej rehabilitacji i profesjonalnej opiece fizjoterapeutów udało mi się nie tylko wrócić to formy, ale i wygrać te zawody i zdobyć tytuł Mistrza Świata.
Plany na najbliższe miesiące?
Do końca sezonu przede mną jeszcze 3 występy. Po przyjeździe z Mistrzostw Świata zrobiłem sobie tydzień wolnego i teraz przygotowuje się do następnych zawodów, to jest Puchar Polski. Nie wyobrażam sobie siedzieć i nic nie robić. Brazylijskie jiu jitsu jest coraz bardziej popularnym sportem w naszym kraju. A zawody na arenie międzynarodowej,takie jak Mistrzostwa Europy czy Świata są organizowane naprawdę na najwyższym poziomie, z ogromnym rozmachem: potężne hale, wielkie trybuny, telebimy i transmisje na żywo. Ranking tych imprez przypomina Olimpiady.
Jeśli chodzi o moje plany wakacyjne, to sezon letni jest dla mnie takim momentem, kiedy odrobinę zwalniam tempo, ale oczywiście przynajmniej raz dziennie regularnie trenuje.
Ponieważ w ciągu roku udało mi się zwiedzić pół globu to nie myślę o kolejnych podróżach. Myślę, że na jakiś czas zaszyję się w domowym zaciszu, nad jeziorem, w gronie najbliższych. Właśnie tak naładuje swoje baterie na przyszły sezon…
Naszemu Mistrzowi dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za kolejne te małe i te większe sukcesy…