Rodzic oddający dziecko do przedszkola jest przekonany, że jego pociecha ma zapewnioną należytą opiekę, jest otoczona troską, uczestniczy w różnorodnych zajęciach, które rozwijają dziecko na wszystkich płaszczyznach: emocjonalnej, intelektualnej i społecznej. Wierzymy i ufamy opiekunom przedszkoli, że nasze dzieci są w tych placówkach bezpieczne i tak po prostu miło spędzają czas na beztroskiej zabawie z rówieśnikami. Chcemy widzieć uśmiechnięte, pogodne Panie, które tulą maluchy podczas ich rozłąki z najbliższymi i słyszeć śmiechy naszych dzieci dobiegające z sal. Oczekiwania i wymagania rodziców to tyle i aż tyle. Podczas wczorajszej sesji Rady Miejskiej w Sali Rajców głos zabrała Pani Ania Zdziechowicz, której dziecko uczęszczało do Zielonego Przedszkola. Obraz, jaki się przed nami ukazał dzięki Jej opowieści w niczym nie przypomina powyższego opisu…
Rodzice są bardzo czujni, znają doskonale swoje dzieci i zwykle wiedzą, przeczuwają, gdy dzieje się im krzywda. Czasami jednak nawet najbardziej opiekuńczy rodzic w natłoku codziennych obowiązków, może coś przeoczyć, czegoś nie zauważyć. Przecież skoro dziecko uczęszcza do placówki kontrolowanej przez Kuratorium Oświaty, w której pracuje wykwalifikowana kadra opiekunowie nie muszą chyba każdego dnia wcielać się w rolę detektywa?
Dyskusja o Zielonym Przedszkolu trwa nieustannie od marca. Przewijają się kolejne nowe wątki, pytania i wątpliwości.
Przetarg, cena, warunki sprzedaży, rozłożenie na raty, niskie oprocentowanie i wielomilionowe dotacje z Urzędu Miasta- nic jednak tak nie bulwersuje opinii społecznej jak to, jak w tej placówce były traktowane dzieci, mali mieszkańcy naszego miasta.
Po historii z taśmą klejącą pojawiły się kolejne, drastyczne relacje dzieci…
Pani Ania już na samym wstępie zaznaczyła, że opowieści z tego przedszkola są tak okrutne, że nie nadają się do przekazywania ich na forum.Przedstawiła zatem jedynie namiastkę tego, z czym musiały się zmierzyć dzieci w Zielonym Przedszkolu, każdego dnia…
Szarpania i krzyki były tam na porządku dziennym, do tego niekończąca się lista nakazów, zakazów i nieuzasadnionych kar.
— Przysiady w toaletach i pompki z dociskiem, polegające na tym, że Panie nogą dociskały plecy dzieci — mówiła wyraźnie poruszona Pani Ania Zdziechowicz.
To wszystko buduje nam przerażający obraz codziennej rzeczywistości przedszkolnej. Poniżane i upokarzane dzieci patrzyły, jak córka dyrektora jest faworyzowana.
— Tylko ona jadła frytki, podczas gdy pozostałe dzieci dostawały inne, przedszkolne jedzenie — opowiada Pani Ania.
A takich opowieści, które wzbudzają gniew i złość jest znacznie więcej…
Pani Ania opowiedziała również o „wycieczkach”. Dzieci musiały biernie siedzieć na ławkach, nie było zwiedzania, doświadczania, przeżywania emocji związanych z poznawaniem nowego miejsca.
— Gdy nasze dzieci wracały do domu chciały jechać jeszcze raz w to samo miejsce — wspomina mama.
Rodzice oczywiście myśleli, że to dlatego że było tak fajnie, tymczasem prawda była zupełnie inna… One nawet nie miały okazji niczego zobaczyć.
Jak się okazuje dzieciom z Zielonego Przedszkola odmawiano nawet tak podstawowego prawa i przyjemności jak spacery. Często nie wychodziły na dwór, tylko dlatego, że ktoś był „niegrzeczny”.
Te małe istotki stłamszono w budynku przedszkolnym z nadzieją, że nigdy nikomu nic nie powiedzą, że nikt się nie dowie albo nikt Im nie uwierzy…
Winny system?
Radny Michał Kumor jest przekonany, że znaczna część środowiska oświatowego, edukacyjnego w Głogowie podejrzewała lub wręcz wiedziała, że dzieje się coś złego w tej placówce.
— (…) Rotacja pracowników była potężna. Ludzie, którzy mieli tam coś do powiedzenia wytrzymywali lub dawano im miesiąc, dwa. Wszyscy normalni pracownicy uciekali, bo nie byli w stanie zaakceptować tego, co tam się dzieje — mówił radny Michał Kumor.
Prezydent Głogowa Rafael Rokaszewicz oraz zastępca prezydenta Pani Bożena Kowalczykowska zwrócili uwagę na przepisy, które uniemożliwiają samorządom sprawowanie kontroli i opieki nad placówkami niepublicznymi.
— (…) Często mamy uwiązane ręce i nie możemy działać- przekonywał prezydent Głogowa Rafael Rokaszewicz.
— Być może to w ustawie powinien zmienić się zapis o nadzorowaniu przedszkoli niepublicznych. Bo duży nacisk merytorycznego nadzoru kładzie się na przedszkola publiczne, natomiast to, jaki jest nadzór nad przedszkolami niepublicznymi pozostawia wiele do życzenia — mówiła Pani Bożena Kowalczywkowska, zastępca prezydenta Głogowa.
Wokół tematu wrze zagorzała dyskusja, również o podłożu politycznym. Oczywiście kwestie przetargu, sprzedaży i milionowych dotacji są ważne i wymagają dokładnego zbadania i wyjaśnienia, ale jak mówiła podczas wczorajszej sesji radna Justyna Żołnierczyk
— Do tego przedszkola chodzą dzieci i to na nich powinniśmy się skupić…