Dzisiaj rozpoczęliśmy od luksusu, spaliśmy do 6.30. Zaplanowaliśmy zwiedzanie okolic Tbilisi. Pierwszym przystankiem była niewielka miejscowość Gori. Tutaj urodził się Stalin, dziś znajduje się tam muzeum. Młode pokolenie nie wie, o kim mowa, starsze doskonale pamięta kim był Stalin. W Gruzji jest on nadal podziwiany. Widzieliśmy kobiety, które przed jego pomnikiem czyniły znak krzyża. Wizyta w tym miejscu pozwoliła nam, choć troszkę zrozumieć Gruzinów.
Gori to również najnowsza historia. Miasto to zostało zbombardowane w 2008r. przez Rosjan. Gruzini wciąż powtarzają, że tylko Polacy stanęli wtedy po ich stronie.
Pomimo, że żar lał się z nieba pojechaliśmy do miejscowości Uplisciche, w której znajduje się kamienne miasto. Jest to zabytek porównywalny z Petrą. Przepiękne miejsce.
Późnym popołudniem nasi znajomi wybrali się do łaźni a my poszliśmy na dłuższy spacer uliczkami Tbilisi. Jest to niezwykle urokliwe miasto, ale bardzo zaniedbane. Wszędzie widać stare rozsypujące się kamienice. Praktycznie nie widać żadnych remontów a kamieniczki popadają w ruinę. U nas nazwalibyśmy te dzielnice slumsami a tutaj jest to normalny widok.
Zmęczeni, usiedliśmy w małej knajpce by napić się piwa. Czułam się troszkę niezręcznie, bo byłam jedyną kobietą, pijącą piwo. Po kilku minutach przysiadł się do nas Gruzin. Zapytałam czy mieszka w Tbilisi. Początkowo czuliśmy, że nie chce rozmawiać po rosyjsku, gdy powiedziałam, że przyjechaliśmy z Polski jego stosunek do nas zmienił się diametralnie. Dowiedzieliśmy się dużo o życiu zwyczajnych ludzi. Oczywiście podarowaliśmy suweniry z Polski. Spędziliśmy niezwykle miły wieczór.
Jutro wybieramy się do pobliskich winnic…
Grażyna Sroczyńska