O locie w kosmos i marzeniach z Mirosławem Hermaszewskim

0
1096

Dzisiaj (1 listopada) dzień Wszystkich Świętych, dzień spotkań nad grobami bliskich zmarłych, dzień spotkań z rodziną, ale też dzień, w którym mamy więcej czasu niż w czasie codziennego biegu. Dlatego właśnie dzisiaj przypominamy wizytę Mirosława Hermaszewskiego w Głogowie, pierwszego Polaka w kosmosie. Kosmonauta był w naszym mieście 20 października na inauguracji roku akademickiego Uniwersytetu Dziecięcego Unikids. Po wykładzie, pod nazwą “Lot w kosmos” jaki przedstawił małym studentom, spotkał się z dziennikarzami. Przedstawiamy rozmowę z generałem Mirosławem Hermaszewskim.

Mirosław Hermaszewski: Dlaczego poleciałem w kosmos? Od małego marzyłem o czymś takim bardziej niekonwencjonalnym, co wybiegałoby poza pewne wartości generowane przez moje środowisko. Tak się wszystkich wydawało, że skoro jesteś z małego miasteczka to i w nim pozostaniesz. (Mirosław Hermaszewski pochodzi z Wołowa niedaleko Wrocławia – przypomina redakcja) Jednak pęd do wiedzy, pęd poznania świata, chęć zostania “kimś” była silniejsza. Dla mnie “ktoś” to był pilot i ja chciałem bardzo zostać lotnikiem. Oczywiście nie wierzyłem, że nim zostanę i wykonywałem nieśmiałe próby latania na szybowcach, ale kiedy okazało się, że na tym szybowcu potrafię sobie całkiem nieźle radzić to zaglądałem wyżej. A wyżej to już nie latały szybowca, a samoloty i ten samolot zaczął mnie bardzo fascynować. Ja dużo wiedziałem na ten temat i mimo swojej takiej szczupłej budowy byłem niekwestionowanym, co wspominają do tej pory moi koledzy, autorytet w tych sprawach. Po maturze wstąpiłem do szkoły oficerskiej w Dęblinie. W szkole nie byłem prymusem. Podobno byłem dość sprytny, ale oceny mogłyby być lepsze. Jednak jak na półce w moim pokoju przybywało modeli samolotów to nie mogło to iść w parze ze wzrostem ocen.

Jak to się stało, że trafiłem do programu kosmicznego? To było wtedy bardzo tajne. Nie wolno było o tym mówić. Kiedy zostałem wytypowany z dużej grupy do programu, który mówił, że będziemy oswajać sprzęt latający bardzo wysoko, bardzo daleko i bardzo szybko, to dla pilota latającego na dźwiękowych samolotach to było wyzwanie: “Fajnie ja będę latać jeszcze szybciej”. I poddałem się badaniom lekarskim. To były tortury. To był okres pionierski i naukowcy jeszcze nie do końca wiedzieli, czego oczekiwać od kandydata do lotu w kosmos. Badano nas trzy miesiące, ale dopiero pod koniec zaczęto przebąkiwać, że to ma być kosmos. Powiem szczerze, że się mocno zmartwiłem, bo nie sądziłem, że uda mi się przejść to całe sito. Dzisiaj (20 października – przypomina redakcja) miałem spotkanie z takimi młodymi ludźmi i chciałem im powiedzieć, że warto w siebie wierzyć. Gdybym ja nie wierzył w siebie to bym nie latał na szybowcach, bo mnie dwa razy komisja odrzucała. Nie poszedłbym też do wojska, bo uznali w powiecie, że nadaje się tylko do jakiś służb porządkowych, mógłbym być na przykład kucharzem. Ja miałem niedowagę tak prawdę mówiąc. A ja, kiedy poszedłem do szkoły oficerskiej zdawać egzaminy to schowałem książeczkę wojskową i powiedziałem, że zgubiłem. I tak zdałem wszystkie egzaminy doskonale i te z wychowania fizycznego także. A oni mnie odkarmili i zostałem oficerem, a nawet prymusem. I tak się moja kariera zaczęła, ale nigdy nie sądziłem, że gdzieś będę miał do czynienia z ludźmi kosmosu, a co dopiero z samym kosmosem. Chociaż marzyłem żeby spotkać człowieka, który tam był. A teraz ja jestem w tym środowisku..