Batalia o Mayday rozpoczęła się pod koniec sierpnia ubiegłego roku, kiedy to Urząd Miasta zaproponował inne warunki umowy. Z umowy tej wynikało, że Mayday miałby płacić za wszystkie media łącznie z ogrzewaniem, czyli jakieś sześć tysięcy złotych miesięcznie. Prezes stowarzyszenia Krzysztof Dziechciarz zapowiedział wtedy, że nie podpisze takiej umowy mając nadzieje, że prezydent zmieni zdanie i podpisze umowę na dotychczasowych warunkach. Tak też się stało, jednak została ona podpisana tylko do końca 2011 roku. Od stycznia zaś stowarzyszenie “Mayday” miało wyprowadzić się z zajmowanego do tej pory budynku przy ulicy Perseusza. Nastąpiło to jednak dopiero dzisiaj (9 maja) – Zdecydowaliśmy się oddać budynek dopiero dzisiaj, bo wcześniej szukaliśmy lokali, gdzie moglibyśmy funkcjonować. Cały czas mieliśmy też nadzieję, że prezydent Jan Zubowski zmieni zdanie i nad pomoże. Tak się jednak nie stało. Od stycznia staram się z nim spotkać, ale bez skutku – mówi Krzysztof Dziechciarz, prezes stowarzyszenia “Mayday”. Sprzęt, który był w Mayday’u został przeniesiony w inne miejsce oraz w części zniszczony i wyrzucony na śmietnik. – Nie mieliśmy co z tym zrobić, co było cenniejsze każdy z nas pochował w różnych miejscach. To co pozostało zniszczyliśmy i wyrzuciliśmy na śmietnik – dodaje Krzysztof Dziechciarz.
Członkowie SEKiA “Mayday” zapowiedzieli, że za rządów prezydenta Jana Zubowskiego nie będą reaktywować klubu w żadnym innym miejscu. Chcą jednak bacznie przyglądać się poczynaniom Miejskiego Ośrodka Kultury w budynku przy ulicy Perseusza.