Historia lubi się powtarzać

0
1239

Chrobry po raz kolejny na własne życzenie traci punkty. To już trzeci mecz w Głogowie, a czwarty w rundzie rewanżowej, w którym głogowianie, prowadząc jedna bramką do przerwy, oddają punkt przeciwnikowi. Historia lubi się powtarzać, ale żeby aż tak często?

Po środowym spotkaniu w Zdzieszowicach liczyliśmy na pobudkę ze strony głogowskich piłkarzy. Dobry występ na wyjeździe dał powód do większych oczekiwań.

Zaczęło się zachęcająco: Chrobry utrzymywał się przy piłce, grał pewnie i zdecydowanie. Pomimo że nie stwarzał sobie dogodnych okazji, widać było wiarę i determinację. Efekt przyszedł w 34 minucie, kiedy łapany przez bramkarza gości Przemek Stasiak upadł na murawę. Sędzia nie miał wątpliwości dyktując rzut karny. Jedenastkę pewnie na bramkę zamienił kapitan pomarańczowo-czarnych – Mateusz Hałambiec. – Bramkarz nie ma prawa w tak dziecinny sposób, w polu karnym, faulować przeciwnika. Mam do niego duże pretensje – skomentował Grzegorz Wędzyński trener przyjezdnych. Na bramce z rzutu karnego pierwsza połowa w zasadzie się skończyła, ponieważ żadnej z drużyn w większym stopniu nie zależało na zdobyciu bramki tuz przed przerwą.

Druga połowa spotkania to, po raz kolejny na własnym stadionie, oddanie inicjatywy gościom. Elana dłużej utrzymywała się przy piłce, czasami wręcz na dłuższą chwilę zamykając gospodarzy na własnej połowie. Chrobry szukał swoich szans w kontratakach, które niestety raz po raz przecinane były przez toruńskich obrońców. To już trzeci mecz na własnym boisku, w którym gospodarze, prowadząc jedną bramką, oddają inicjatywę. W dwóch poprzednich spotkaniach taka taktyka szybko się mściła. Nie było inaczej i tym razem – w 76 minucie zamieszanie w polu karnym Chrobrego wykorzystał Rogóż, dosłownie wpychając piłkę do siatki. Na wyrównaniu goście poprzestać nie zamierzali, z minuty na minutę coraz bardziej angażując się ofensywnie. Na szczęście dla głogowian, na posterunku był Michał Augustyn, dzięki któremu Chrobry zachował jeden punkt.

W przeciągu całego spotkania, poza stałymi fragmentami, Chrobry nie zagroził przyjezdnym. Gra ofensywna zespołu, a przede wszystkim atak pozycyjny wyglądał co najmniej mizernie – Przy prowadzeniu jeden zero powinniśmy stwarzać sytuacje po kontratakach, których w zasadzie nie stwarzamy. Jest to duży nasz mankament. Wyszliśmy dziś dwójką napastników z nadzieją, że to coś zmieni. Podkreślam tu natomiast problemy kadrowe – zawodnicy są zmuszeni grać tuż po kontuzjach, nie będąc w optymalnej dyspozycji. To wychodzi na boisku – komentuje Ireneusz Mamrot.

Pomimo remisu na własnym stadionie, Chrobry awansował w ligowej tabeli na czwarte miejsce. Czołówka ligi notorycznie traci punkty, czego głogowianie jednak nie wykorzystują. Coraz ciaśniej robi się natomiast tuż za plecami pomarańczowo-czarnych, gdzie każda kolejna wpadka może zepchnąć naszych piłkarzy na dalsze miejsca. Czy pomimo słabszych występów należy walczyć jeszcze o awans? Czy może lepszym rozwiązaniem byłoby dać się ogrywać młodszym zawodnikom? – Nigdy o awansie w klubie głośno nie mówiliśmy, to raczej kwestia dziennikarzy. Każdy z moich zawodników dostaję szansę. Jedni wykorzystują ją lepiej, inni gorzej – kończy trener Chrobrego.

fot. Chrobry Głogów S.A