RECENZJA: Tadeusz Borczyk – No Name

0
1215
NO NAME

Trafić na oryginalny i niebanalny album jazzowy niezwykle trudno. W czasach gdzie gazety zalewają nas coraz to nowymi bezpłciowymi kompilacjami, sklepy proponują dokładnie to samo i zmieniają się jedynie okładki. Potrafimy jednak wyłuskać w totalnym zamęcie niebanalne krążki. Tadeusz Borczyk, serwuje nam przyjemnie rozbudowane utwory, w których nie brakuje serca i celu. Czuć świeży powiew lekkich muzycznych cięć, ukierunkowanych przede wszystkim dla młodych odbiorców.

Cieszy podejście, które niesie z sobą przekaz. Irytuje zbytnia lekkość. Pomimo przyjemności, jaka może płynąć z nieskomplikowanych aranżacji, dających drugi oddech po ciężkim dniu, czegoś brakuje. Wirtuozerii w tworzeniu klimatu odmówić artyście i muzykom towarzyszącym z pewnością nie można. Jednak dla osłuchanych z jazzem może stanowić propozycję zbyt lekką. Ot minus, którego można nie zauważać w dobrze skrojonej plątaninie dźwięku. Na wyróżnienie zasługuje muzyczne spoiwo tego albumu, jakim jest saksofon. Nadaje powagi i rasowego brzmienia. Największym jednak atutem jest zacieranie granic stylistycznych w kolejnych wykonaniach. Polskie akcenty jazzowe są ledwie dodatkiem w różnorodności dźwięków.

Wielki pozytyw za zaangażowanie, różnorodność, jaką można poczuć w każdej nucie. Czekamy na album kolejny, poważniejszy i cięższy w odbiorze. Mocno wymagający.

OCENA: 3/5

SPIS UTWORÓW:

1. Stars

2. 5/4

3. No Name

4. Mateusz i Michał

5. Każdego Dnia

6. Grawitacja

7. Headache

8. 2-4-7