Głogowscy ratownicy medyczni szykują się do strajku

0
1577

Ratownicy medyczni w całej Polsce mają dość polityki rządu. Domagają się wzrostu płac, eliminacji umów śmieciowych oraz pełnego upaństwowienia ratownictwa medycznego. Czy głogowianie mają się czego obawiać?

W Głogowie, podobnie jak w całej Polsce, może dojść do strajku. Pracownicy pogotowia mają dość polityki rządu. Pierwszym etapem protestu ma być oflagowanie samochodów, oklejenie ich naklejkami protestacyjnymi, a także ogólnopolskie nagłośnienie całego wydarzenia. Jeśli to nie przyniesie efektu ratownicy wyruszą do Warszawy.

— Jeśli polityka rządu w stosunku do nas się nie zmieni dojdzie do ogólnopolskiego strajku — informuje Tomasz Wyciszkiewicz, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych w Legnicy — To samo dotyczy naszej głogowskiej filii, która jest częścią legnickiego związku.

Jakiś czas temu związek wysłał list otwarty do Ministerstwa Zdrowia. W liście tym zawarto główne postulaty, jakich domagali się pracownicy. Reakcji nie było. Dlatego w tym tygodniu do Warszawy wysłany zostanie kolejny list, z tymi samymi postulatami. Dodatkowo przedstawicielstwo związku będzie chciało spotkać się władzą na poziomie ministerialnym. Jeśli i tym razem nic się nie zmieni, dojdzie do ogólnopolskiego protestu.

Oto trzy warunki, które powinny zostać spełnione, aby pogotowie mogło normalnie funkcjonować:

Wzrost płac

W rozmowie z nami przewodniczący MZZMR w Legnicy zwraca uwagę, że od wielu lat ratownicy nie otrzymali żadnych znaczących podwyżek: — W zeszłym roku pielęgniarki wywalczyły dla siebie dodatkowe 800 zł. To bardzo dobrze. Zasłużyły na to — mówi Wyciszkiewicz – Ale nie powinno być tak, że w jednym samochodzie ratownik i pielęgniarka patrzą na siebie z niechęcią, bo ona dostała podwyżkę, a on nie.

Do tego dochodzi charakter pracy. Pogotowie zawsze jest na pierwszej linii frontu. Wypadki, libacje alkoholowe, awantury rodzinne – przemoc i krew to tutaj standard. Nie może jednak dochodzić do sytuacji, w których pracownicy pogotowia stają się ofiarami przemocy.

Dwa lata temu w Głogowie pijany mężczyzna zaatakował interweniujących ratowników. Czy to odosobniony przypadek? Przewodniczący MZZRM w Legnicy informuje, że nie ma tygodnia, aby nie dochodziło do takich sytuacji.

Likwidacja „śmieciówek”

Wielu pracowników pogotowia zatrudnionych jest na umowę-zlecenie. Biorąc pod uwagę charakter zawodu wydaje się to wręcz karygodne. Ratownicy nie wykonują swojej pracy, bo muszą, ale dlatego że chcą. Ratują życie nie z zawodowego obowiązku, ale z poczucia obowiązku wobec innych. Tymczasem państwo oferuje im, mówiąc brzydko „zlecenie na ratowanie życia”.

Upaństwowienie ratownictwa

Kolejnym punktem zapalnym jest obecność prywatnych firm na gruncie ratownictwa medycznego. Dochodzi tutaj do wielu dziwnych sytuacji: — Jeśli mamy przetarg na świadczenie usług medycznych — mówi Wyciszkiewicz — pojawiają się firmy prywatne, które często okazują są inwestorami. Firmy te najczęściej dążą nie do pomagania innym, ale do pomnażania własnych funduszy.

Przykładowo, kiedy ogłaszany jest przetarg na świadczenie usług medycznych firmy prywatne potrafią przebić ofertę pogotowia o minimalne kwoty. W jakiś sposób „dowiadują się” o stawce zaproponowanej przez pogotowie, w związku z czym cierpi zarówno służba zdrowia, jak i pacjenci.

Jak będzie wyglądał strajk?

Problem dotyczy całego ratownictwa medycznego w całej Polsce, również w Głogowie: — To nie jest tak, że jeden związek zawodowy postanawia strajkować, a ludzie spoza związku mają siedzieć cicho — twierdzi Wyciszkiewicz — zrzeszamy setki organizacji i osób prywatnych, które podzielają nasze zdanie. Nie pamiętam, abym spotkał ostatnio choćby jednego ratownika, który byłby przeciwny strajkowi.

Ważne jednak — i to nasz rozmówca bardzo mocno podkreślił — że pacjenci nie mają się czego obawiać: — Nie protestujemy przeciwko ludziom, ale przeciwko polityce rządu — apeluje przewodniczący MZZRM w Legnicy.