Gurzuf, niewielki kurort nad morzem Czarnym. Przyjechaliśmy tu przed południem i od razu zaczęliśmy szukać kwatery. Z Internetu wiedzieliśmy, że ceny są tutaj wyższe niż w innych krymskich miejscowościach. Jednak nie spodziewaliśmy się, że są to aż tak duże różnice.
Na każdym kroku zaczepiali nas tzw. naganiacze, jednak, gdy cena nam odpowiadała to nie było Internetu. Po kilku godz. poszukiwań znaleźliśmy dwupokojowe mieszkanko tylko do naszej dyspozycji, z wszystkimi wygodami. Nasza gospodyni to starsza pani z sercem na dłoni. Mieszkanko czyściutkie, z Internetem i kuchnią do dyspozycji. Gospodyni to emerytka, mieszka na podwórku w maleńkiej klitce przystosowanej do zamieszkania.Polecamy wszystkim, którzy odwiedzą Gurzuf – ul. Stroicieli 1.
Po południu wybraliśmy się na spacer nadmorską promenadą. Spotkaliśmy panią, której dziadkiem był Polak. Kilka lat temu była w Polsce. W Sulęcinie na ul. Paderewskiego mieszkał jej wuj. Znamy te tereny, więc swobodnie mogliśmy rozmawiać. Na pożegnanie wręczyliśmy jej jeden z gadżetów od Starosty Głogowskiego. Miała łzy w oczach. Chciałaby przyjechać do Polski, odświeżyć stosunki rodzinne, ale na przeszkodzie stoi brak pieniędzy.
Samo miasteczko jest bardzo urokliwe. Nie ma tu tłumów wczasowiczów i głośnej muzyki. Problemem jest brak miejsc do parkowania. I ceny wszystkiego są wyższe niż w innych kurortach.
Grażyna Sroczyńska