Komunistyczny kat z Lubina pozostanie na wolności

0
1293
2015-08-05 Proces snajpera.Biegli nie mają wątpliwości @Sąd Rejonowy w Głogowie (fot. A. Błaszczyk)

Jan M., były milicjant, zastępca komendanta wojewódzkiego MO w Lubinie nie trafi za kratki. Powód? Zły stan zdrowia. Współodpowiedzialny za tzw. zbrodnię lubińską Jan M. przedstawił skierowanie na zabieg kardiochirurgiczny. Pozwoli mu to na jakiś czas wstrzymać wykonanie wyroku.

Trzy ofiary śmiertelne i kilkudziesięciu rannych

Zbrodnia lubińska wpisuje się w długą listę krwawych działań PRL-owskiego aparatu władzy. Przypomnijmy, 31 sierpnia 1982 r. w Lubinie z okazji drugiej rocznicy porozumień sierpniowych (4 porozumienia zawarte między władzą PRL, a komitetami strajkowymi) dochodzi do pokojowych demonstracji. Władzy się to nie podoba. Padają strzały. W wyniku zamieszek ginie trzech ludzi, kilkadziesiąt jest rannych. Ofiary śmiertelne to Mieczysław Poźniak (lat 26), Andrzej Trajkowski (lat 32) i Michał Adamowicz (lat 28).

Śmieszne kary

W roku 2007 – 25 lat po wydarzeniach w Lubinie – zapadają wyroki. Zastępca komendanta wojewódzkiego Milicji Obywatelskiej w Legnicy Bogdan G. dostaje 15 miesięcy. Tadeusz J., ówczesny dowódca plutonu ZOMO słyszy wyrok 2,5 lat pozbawienia wolności. Natomiast Jan M., zastępca komendanta wojewódzkiego MO w Lubinie dostaje najwięcej, bo 3,5 roku pozbawienia wolności. 3,5 roku za śmierć 3 osób i poranienie kilkudziesięciu? Wielu osobom tak niska kara się nie podoba.

I nie ma się co dziwić. Kilka dni temu 38-latek z powiatu ostrowieckiego został przyłapany na sprzedaży papierosów bez akcyzy. Jaka kara mu grozi? 3 lata. Dwa miesiące temu w Kraśniku 24-latek z nożem w ręku napada na sklep, ale stwierdza, że w kasie nie ma pieniędzy. Grzecznie chowa nóż, przeprasza i wychodzi. Dostał 3 lata. Nikomu nic się nie stało. Nie licząc stresu i nerwów wszyscy żyją.

Aż tu nagle PRL-owski oprych i kat na usługach Związku Radzieckiego nie dość, że dopiero po 25 latach, to jeszcze usłyszał wyrok 3,5 roku więzienia. Za współudział w morderstwie 3 mężczyzn.

Metoda Kiszczaka

Od roku 2007 aż do teraz Jan M. miał jedną wymówkę, aby nie iść do więzienia – zły stan zdrowia. A dokładnie problemy z kręgosłupem. Nie przeszkadzało mu to jednak w prowadzenia hurtowni alkoholu. Poza tym rodziny ofiar wielokrotnie widziały go na ulicy. Tymczasem w marcu tego roku sąd uznał, że były milicjant jednak może trafić do aresztu, pod warunkiem, że zapewni mu się dostęp do rehabilitacji i leków.

Co się jednak okazało, Jan M. ponownie uniknie odpowiedzialności. W łódzkim zakładzie karnym miał się stawić już 25 maja, ale… 30 maja przedstawił w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu skierowanie na zabieg kardiochirurgiczny. Tym samym sąd musiał wstrzymać wykonanie kary do czasu aż biegli nie wydadzą opinii w tej sprawie. Biegli mają na to czas do końca czerwca.

Z podobnych metod unikania więzienia korzystał inny komunistyczny zbrodniarz, nieżyjący już Czesław Kiszczak. Jego rzekomo fatalny stan zdrowia nie przeszkadzał mu jednak w wylegiwaniu się na leżaku w blasku słońca, popijając chłodną lemoniadę.