Raz na jakiś czas w podróżach przez dźwięk możemy trafić na prawdziwe perełki. Z tych najprzyjemniej ocierać się o nieoszlifowane diamenty sceny alternatywnej. Atmosfera towarzysząca eventom, jak ten z minionego piątku jest niepodważalnie wyjątkowa i uniosła. Dostajemy dawkę najczystszej muzyki, jakiej szukać ze świecą we współczesnym świecie. Trudno opisać emocje, jakie towarzyszyć musiały miłośnikom muzycznego minimalizmu podczas piątkowej muzycznej sesji w Coom In.
W rosnącym napięciu od godziny 20.00 można było wyczuć ekscytację nie tylko w twarzach zebranych ludzi, ale również muzyków. Był luz, była adrenalina. Zabójcza kombinacja przełożyła się na wyśmienicie poprowadzone aranżacje, którym niewielkie wpadki dodawały rasowej i oryginalnej barwy. Zanim dane nam było dotrzeć do głównego koncertu, rozgrzewał nas Erbeka Squad. Z lepszym lub gorszym skutkiem. Ważne, że do celu. Czasem nierówne granie, maskowane doskonale poprzez gigantyczny atut zespołu, jakim jest perfekcyjny kontakt z publicznością. Nie sposób źle bawić się przy improwizacjach tekstowych na temat przeróżnych przedmiotów otrzymywanych od zgromadzonych ludzi.
Niemal równo z godziną 21.00 nadszedł czas na Próbę Dźwięku. Moment oczekiwania był pełny napięcia. Wielu znajomych, rodzina i zupełnie obcy ludzie. Pierwszy koncert w Głogowie. Wszystko popłynęło niezwykle gładko. Dobry flow wokalny był ciekawym i udanym uzupełnieniem aranżacji kapeli. Na dużą uwagę zasługuje eklektyczność muzyki, jaką zaprezentowała nam Próba Dźwięku. Mieszanka gatunkowa, jaka przewinęła się za niemal godzinny koncert była zadziwiająca i godna uznania. Nie sposób wyróżnić rewelacyjnej trąbki i bluesowego zacięcia perkusisty stylem grania przypominając lekko Williego Halla. Choć całość nie niosła z sobą tradycyjnej z założenia sesji jazzowej, to i tak mieliśmy okazję “posilić” uszy przy muzyce, jaką coraz trudniej spotkać w lokalach. Ciężko jest wytykać małe błędy, kiedy całość wypadła pozytywnie i doskonale rokuje. Ten koncert potrzebny był nie tylko miastu, ale i muzykom. Oswojenie się ze sceną jest chyba najtrudniejszym do przełamania etapem. Warto było zobaczyć jak mocno kapela jest zaangażowana w występ. Coś, czego nie uświadczycie u odnoszącego sukces komercyjny muzyka to zamknięte oczy. Pełna wrażliwość i wiara w to, że tu i teraz to idealny czas i miejsce. Muzyka płynie z zakątków, które u niejednego z współczesnych artystów nie są punktami wrażliwymi na piękno. Oby ten koncert tak udany artystycznie, piękny klimatem był czymś inspirującym na przyszłość i mocno ugruntował podejście do tego, co budujemy dźwiękiem.