35 rocznica pacyfikacji w ZG Rudna

0
3720

Grudzień nie wszystkim kojarzy się z zimą, śniegiem i lepieniem bałwana. Wielu ludzi patrzy na ten miesiąc pod kątem rocznic wydarzeń, które czarnym drukiem zapisały się na stronach polskiej historii. To właśnie w tym miesiącu wprowadzono stan wojenny oraz odbyły się pacyfikacje górników z kopalni Wujek, Piast, Staszic czy Zofiówka. Aby upamiętnić tamte wydarzenia, a szczególnie to związane z pobliskimi ZG Rudna, zorganizowano uroczyste obchody.

17 grudnia 2016 roku w Polkowicach obchodzono 35 rocznicę pacyfikacji ZG Rudna. Obchody rozpoczęły się rano. O godzinie dziewiątej spod kopalni Rudna Główna ponad 300 osób wyruszyło na trasę I Biegu im. Księdza Jerzego Gniatczyka, nieżyjącego już kapelana Solidarności” Zagłębia Miedziowego, człowieka, który udzielił schronienia górnikom uciekającym z kopalni do polkowickiego Rynku. Mówi jeden z biegaczy: Ten bieg ma rangę symbolu. Tą trasą, którą my dziś przebiegniemy, uciekali górnicy. Bieg kojarzy się z wolnością. To świetny sposób, by uczcić rocznicę wydarzeń, które miały miejsce w Polkowicach.
Na linię mety w Polkowicach jako pierwszy dobiegł Grzegorz Jankowski z Jaczowa (gmina Jerzmanowa), który jest pracownikiem ZG Polkowice-Sieroszowice. Zwycięzcami jednak byli wszyscy uczestnicy. Każdy otrzymał pamiątkowy medal.
Po biegu odbyła się uroczysta msza święta. Eucharystii przewodniczył bp Zbigniew Kiernikowski, ordynariusz legnicki. Do koncelebry stanęli księża diecezjalni także ci, którzy jak ks. Jerzy Gniatczyk, w stanie wojennym pracowali na terenie Zagłębia Miedziowego i nieśli pomoc duchową strajkującym i prześladowanym.

Z kościoła Św. Barbary uczestnicy obchodów przeszli na Rudną. Tam przed wejściem do biurowca kopalni odsłonięto tablicę upamiętniającą wydarzenia sprzed 35 lat. Ostatnim akcentem sobotnich obchodów było bardzo osobiste spotkanie w cechowni ZG Rudna. Rozpoczęło się minuta ciszy dla uczczenia pamięci ósemki górników, którzy zginęli w tragedii z 29 listopada. Następnie były wystąpienia: Tamtego, pamiętnego 17 grudnia nasi koledzy górnicy musieli stanąć przeciwko przemocy totalitarnego państwa. Pamiętne jest to, co powiedział ksiądz Jerzy Gniatczyk tu, w tej cechowni kopalni Rudna: „I nie wolno wam, dla dobra całej ojczyzny, nie wolno wam jednym epizodem przerwać życia swego nić czy nić braci swoich”. Ksiądz Gniatczyk i inni duszpasterze, którzy byli wtedy tutaj z górnikami w tych historycznych chwilach, wiedzieli, że ich obowiązkiem wobec tych wszystkich szukających duchowego pocieszenia jest zachowanie tego, co najważniejsze i najbardziej cenne – ludzkiego życia. Dzisiaj, dziękujemy wam wszystkim – mówił Paweł Markowski.

Swoimi wspomnieniami podzielił się też Wiesław Wabik, burmistrz Polkowic, który w tamtych chwilach miał niecałe 13 lat: Mieszkałem w wieżowcu przy ulicy Miedzianej. Widziałem tych górników biegnących z Rudnej Głównej przez ulicę Dąbrowskiego, koło sklepu, potem przez park i wtedy nie wiedziałem do końca, dlaczego oni biegną. Bardzo szybko zrozumiałem, dlaczego. Z drugiej strony mojego bloku, z dziewiątego piętra, widziałem dymy na Rudnej Zachodniej. Szybko dowiedziałem się (mój tato był wtedy w pracy) co się dzieje. Naszym obowiązkiem jest cały czas o tym pamiętać i przypominać nie tylko mieszkańcom Polkowic, ale wszystkim Polakom – mówił burmistrz, syn górnika, a także brat dwójki pracowników ZG Rudna.

Wspomnieniami dzielili się także uczestnicy wydarzeń z grudnia 1981: Nie mogliśmy się pogodzić. Jak to?! Przeciwko nam stan wojenny? Nam, górnikom, Polakom. Dlaczego? Było to przykre. Ja jeszcze byłem wtedy młodym człowiekiem. Miałem około 5 lat pracy na dole. Żona młoda, w ciąży, a ja wtedy wśród kolegów. Ci ludzie, którzy nas rozpędzali byli jakoś tak nieobecni. Nawet nie dało się tego zauważyć, co chcieliby nam powiedzieć. Tak jakby byli nakręceni. Ja uciekałem w las przez zakład przeróbki. Z kolegami dotarliśmy do kościoła w Polkowicach. Pamiętam moment, jak jakaś pani przyniosła mi obuwie, bo miałem zziębnięte nogi. Byłem wtedy w fakirkach. Nie zdążyłem się przebrać i w tych fakirkach uciekałem w mrozie. Nie czuło się wtedy zimna – wspomina Edward Bartłukiewicz.