Urbex, czyli rozrywka dla odważnych

0
3783
Miedziak.info.pl 2017-03 Urbex Urban Exploring wnętrze ruin stary budynek

Plecak, wygodne buty i latarka – to właściwie wszystko, w co należy się wyposażyć. Do tego spodnie z kilkoma kieszeniami, telefon i… duży zapas odwagi. Później są już tylko nikomu nieznane przejścia, opuszczone budynki, dziwne znaleziska. O urban exploringu rozmawiamy z Dawidem Kowalczykiem, głogowskim pasjonatem tej formy rozrywki.

Jak zaczęła się twoja przygoda z urbexem?

– Właściwie wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Była kiedyś taka zabawa – w podchody. To chyba wtedy wszystko się zaczęło. Często wzajemnie z kolegami nakierowywaliśmy się w różne dziwne miejsca. Często też trafialiśmy na jakieś dziury, włazy, opuszczone budynki. Zawsze mi się to podobało i wydaje mi się, że urbex jest pewną formą podchodów, tyle że w wersji dla dorosłych.

A gdybyś miał w jednym zdaniu określić, czym jest urbex? Wiele osób styka się z tym słowem po raz pierwszy.

– Urbex to skrót od urban exploringu, czyli eksploracji miejskiej. Tyle, że nie chodzi o wędrówki po mieście, ale o penetrowanie zapomnianych miejsc. Opuszczone szpitale, nieczynne fabryki, zrujnowane pałace, tego typu rzeczy.

Brzmi groźne

– Bo bywa groźnie. Jakiś czas temu pojechaliśmy z kolegą, też z Głogowa, do Legnicy. Mają tam bardzo atrakcyjny dla urban explorerów poradziecki szpital. Mnóstwo sal, mnóstwo dziwnych rzeczy. Czasami czuło się tam coś niepokojącego. Wiesz, powstają te wszystkie filmy o nawiedzonych psychiatrykach. Gdy tylko tam weszliśmy poczuliśmy się jak bohaterowie jednego z nich. Do tego te wszystkie dźwięki, jakieś trzaski, szuranie starych gazet, jakiś ptak przysiądzie na parapecie i strąci kawałek gruzu – w takich momentach człowiek się cieszy, że nie jest sam.

A czy w Głogowie są jakieś miejsca odpowiednie do urban exploringu?

– Tak, dwa razy dostałem się na teren starej Cukrowni. Najpierw poprosiłem ochroniarzy, ale kiedy mi odmówili stwierdziłem, że dostanę się tam na własną rękę. I dostałem się. Wystarczy przespacerować się wokół Cukrowni i wytężać wzrok. Pamiętam, że znalazłem tam sporo ciekawych rzeczy, jakieś zeszyty z datami z lat 80-tych, kawałki starych arkuszy pracowniczych. Nieco dalej, w głębi kompleksu natrafiłem na zrujnowane biurko. W jego szufladzie odnalazłem kilka papierosów Caro w miękkiej paczce. Pewnie leżały tam od 20 lat.

Na czym polega atrakcyjność urbexu? Dlaczego ludzie się tym interesują?

– Dreszcz emocji, przede wszystkim. Nigdy nie wiesz co cię spotka. Niesamowity jest też kontakt z żywą historią. Te wszystkie napisy na ścianach z datami sprzed 20 – 30 lat, wrażenie przemijania – to naprawdę mocne uczucia, które na długo pozostają w człowieku.

Jakie dałbyś rady młodym adeptom urbexu?

– Urbex jest bardzo tanią i emocjonującą rozrywką. Połowa wyposażenia to plecak, wygodne buty, telefon i latarka, najlepiej na czoło, aby mieć wolne ręce. Druga połowa to odwaga. Bez niej nie osiągnie się zbyt wiele.