Niepubliczne przedszkole działa w Polkowicach od czterech lat. Od dwóch dostało rozwojowego „kopa”, głównie dzięki środkom pozyskanym z Gminnego Banku Kadr.
O środkach dostępnych dla rozwijających się firm, Radosław Kotowicz, dyrektor placówki, dowiedział się od znajomej. Szybko okazało się, że dla już działającego przedszkola, to wielka szansa.
– Realizujemy u nas zajęcia pedagogiczne metoda Montessori. Oprócz wykwalifikowanej kadry nauczycielskiej, wymagają one specjalistycznych narzędzi w postaci wyjątkowych zabawek. Wszystkie są wykonane wyłącznie dla metody Montessori. Są drogie, wykonane prawie wyłącznie z drewna. Część dostępna jest wyłącznie za granicą. Ale efekty kształcenia dzieci przy ich pomocy są niezwykle imponujące – zapewnia dyrektor Kotowicz.
Za środki z Gminnego Banku Kadr jego przedszkole zakupiło m. in. kostkę dwumianową i trójmianową, bloki z cylindrami, belki matematyczne, komodę botaniczną, węża dodawania czy ruchomy alfabet. Obecnie z zalet tych przedmiotów edukacyjnych (bo jak wyjaśnia Radosław Kotowicz, zabawkami są tylko z nazwy) korzysta pięćdziesięcioro maluchów.
– Dzięki zakupom za środki z Gminnego Banku Kadr przedszkolaki bez przeszkód mogą rozwijać swoje pasje, poszerzać horyzonty, uczyć się, a jednocześnie mile spędzać czas, bawić się i relaksować – wylicza zalety tego systemu.
Dyrektor Kotowicz ma za sobą wieloletnie doświadczenie w pracy z przedszkolakami (jest nauczycielem j. angielskiego) wyniesione m. in. z jego rodzinnego Lubina. Dlatego potrafi docenić korzyści, jakie przynosi przedsiębiorcom GBK.
– W Lubinie pozyskanie jakichkolwiek środków zewnętrznych na rozwój takiego przedszkola jak moje, jest bardzo trudne. Na ogół te zabiegi kończą się „pogonią za duchem”, o którym wszyscy mówią, że jest, ale nikt go nie wiedział. Tu jest zupełnie inaczej – zapewnia.
Za środki Gminnego Banku Kadr do jego przedszkola trafiły nie tylko materiały dydaktyczne Montessori, ale także nowy komputer, drukarka i laminarka. Placówka planuje także zakupy kolejnych przedmiotów z listy Montessori. – Takie zakupy to ciągle otwarta lista, tak, jak stale otwarty i chłonny jest umysł dziecka – uważa Kotowicz.